Czy jesteś profesjonalistą?

Niektóre treści i reklamy zawarte na tej stronie przeznaczone są wyłącznie dla profesjonalistów związanych ze stomatologią

Przechodząc do witryny www.stomatologianews.pl zaznaczając - Tak, JESTEM PROFESJONALISTĄ oświadczam, że jestem świadoma/świadomy, iż niektóre z komunikatów reklamowych i treści na stronie przeznaczone są wyłącznie dla profesjonalistów, oraz jestem osobą posiadającą wykształcenie medyczne, stomatologiczne lub jestem przedsiębiorcą zainteresowanym ofertą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.

Nie jestem profesionalistą

Z pamiętnika biegłego – część XIV

shutterstock_113666593-e13977163256041

Tekst nie jest dziełem fikcji, a podobieństwo do prawdziwych postaci nie powstało w wyniku zbiegu okoliczności. Zostało przez autorkę zamierzone. Bohaterowie są prawdziwymi osobami, a ich historie miały miejsce i wykreowało je samo życie. 

Czasem drobne przeoczenie czy niestaranność w wykonywaniu czynności diagnostycznej lub terapeutycznej, wychwycone przez stomatologa na kolejnej wizycie i od razu skorygowane, nie niosą trwałych, negatywnych i nieodwracalnych efektów dla uzębienia pacjenta. Być może niejednemu i nie raz przytrafiła się taka sytuacja. Wszystko kończy się oczywiście szczęśliwie, jeśli pacjent kontynuuje leczenie w tym samym gabinecie. Niestety, jeśli powodowany bólem lub innymi okolicznościami trafi do konkurencji, historia może wymknąć się spod kontroli… Coraz częściej bowiem trafiają się stomatolodzy, którzy nie rozumieją pojęcia „zdrowa konkurencja”.

Do gabinetu stomatologicznego trafiła ogólnie zdrowa pacjentka, w wieku około 50 lat, z RTG okolicy 41 i dolegliwościami bólowymi sfotografowanego zęba. Na zdjęciu (bez daty wykonania) widoczny był ząb 41 z ubytkiem próchniczym III klasy (dystalnie), tkanki przyzębia brzeżnego i wierzchołkowego bez zmian. Stomatolog po zbadaniu i rozwierceniu zęba założył środek dewitalizujący. W kartotece leczenia zanotował: „41–pulpitis, brak wysięku z kanału, w znieczuleniu środek dewitalizujący, fleczer”. Dodać należy, że w dolnym łuku zębowym obecne były braki skrzydłowe (trzonowców), uzupełnione protezą szkieletową.

Kolejnego dnia pacjentka z nadal utrzymującymi się dolegliwościami bólowymi wróciła do gabinetu. Została przyjęta przez współpracującą panią stomatolog, która zleciła antybiotyk i lek przeciwbólowy. Ból towarzyszył kobiecie przez prawie cały tydzień. Kolejna wizyta dotycząca zęba 41 odbyła się już w innym gabinecie. Tam zdiagnozowano perforację korzenia zęba 41, zapalenie tkanek okołowierzchołkowych. Ząb został usunięty. Pacjentka oczekuje na założenie zaplanowanego w tymże gabinecie implantu. Wykonane tam RTG okolicy 41 z igłą Millera wskazują na jej penetrację ukośnie w dnie ubytku próchniczego, ale powyżej kości wyrostka, na granicy szyjki zębowej. Równocześnie na zdjęciu nie widać wyraźnego konturu ozębnej (blaszki zbitej zębodołu) w okolicy wierzchołka korzenia zęba 41. W kartotece leczenia wszystko jest bardzo dokładnie opisane.

Historia oparła się już o firmę ubezpieczającą gabinet, w którym rozpoczęto leczenie zęba 41. Ponieważ ekspert ubezpieczyciela dopatrzył się błędów w leczeniu, pacjentce wypłacono odszkodowanie. Na kolejne ma ona nadzieję w związku z cywilnym postępowaniem sądowym.

Patrząc na opisaną historię, z pewnością można dopatrzyć się wad na wstępie leczenia zęba 41, zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wizyty. Czy jednak faktycznie musiały one skutkować konsekwencją w postaci usunięcia zęba? Jakimi kryteriami kierował się stomatolog, który zakwalifikował ząb do ekstrakcji? Jakie były wskazania do zamiany zęba na implant? Dlaczego lekarz nie podjął próby leczenia zęba, tylko od razu go usunął?

Może rozmowa, która odbyła się pomiędzy pacjentką a usuwającym ząb stomatologiem, wyglądała w następujący sposób:

„– Reasumując, rozwiązanie problemu, z którym Pani do mnie przyszła, kosztować będzie… (tu pada bardzo wysoka kwota, cyfra z kilkoma zerami).

– Ależ to strasznie drogo, Panie doktorze! Nie stać mnie… Czy jest może inna, tańsza alternatywa? – pyta pacjentka.

– Szanowna Pani, u nas w gabinecie świadczymy usługi na najwyższym, światowym poziomie. To niestety kosztuje… Ale to, co widzę, badając Panią, świadczy absolutnie o błędzie stomatologa, u którego leczyła się Pani wcześniej. Każdy sąd przyzna Pani odszkodowanie, które wystarczy na pokrycie kosztów planowanej przez nas terapii. A i dla Pani coś jeszcze zostanie. Teraz każdy stomatolog jest obowiązkowo ubezpieczony, więc i tak nie będzie płacił z własnej kieszeni. Zapłaci firma ubezpieczeniowa. Opiszę wszystko w kartotece, żeby nie było wątpliwości, by przyznać Pani odszkodowanie”.

Przytoczona konwersacja to oczywiście wytwór wyobraźni. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością…

Autor:
dr n. med. Agnieszka A. Pawlik

Zdjęcie:

Shutterstock