Dodano: 11.09.2014, Kategorie: Rozmowy
Stomatolog w każdej szkole to nasza przyszłość
Z prof. dr hab. Joanną Szczepańską rozmawiała Anna Bętkowska-Bielach.
Od stycznia jest pani profesor konsultantem wojewódzkim do spraw stomatologii dziecięcej. Ma pani ambitne plany na swoją kadencję. Które z założeń są już w trakcie realizacji?
W realizacji są plany, które dotyczą stomatologii dziecięcej. Starałam się, aby było więcej miejsc do kształcenia specjalistów, aczkolwiek musi się to zawsze wiązać z akredytacją, z dostępnością do pacjentów, odpowiednim wyposażeniem i poziomem kształcenia. Okazuje się, że dane placówki mają możliwość akredytacji, ale nie mają na przykład podpisanej umowy z NFZ-etem. W związku z tym realizacja specjalizacji w tych placówkach jest martwa. Na przykład w Poradni Stomatologii Dziecięcej Wielospecjalistycznej Przychodni Stomatologicznej nie było możliwości prowadzenia specjalizacji z zakresu stomatologii dziecięcej, gdyż NFZ nie zawarł z nią kontraktu, tym samym nie było dostatecznej liczby pacjentów. W województwie łódzkim SP ZOZ Centralny Szpital Kliniczny Instytut Stomatologii Uniwersytetu Medycznego jest jedyną placówką, która realizuje kształcenie podyplomowe w zakresie stomatologii dziecięcej w pełni, mając duży, odpowiedzialny kontrakt.
Dwa miesiące temu został powołany nowy krajowy konsultant do spraw stomatologii dziecięcej profesor Dorota Olczak-Kowalczyk, która już w pierwszych dniach pracy zajęła się tym problemem. Poprosiła konsultantów wojewódzkich do spraw stomatologii dziecięcej o pomoc, o rady, o wsparcie inicjatywy polegającej na przejrzeniu listy placówek zajmujących się kształceniem podyplomowym w zakresie stomatologii dziecięcej, aby umożliwić im otrzymywanie kontraktów, stworzyć warunki do tego, aby specjaliści z tej dziedziny mogli się kształcić. Specjalistów stomatologii dziecięcej nie jest wielu, a potrzeby są, jak widzimy, ogromne. Specjalność ta nie cieszy się tak ogromnym zainteresowaniem, jak wymagałyby tego potrzeby. Wynika to z wielu powodów, z niewielkiej liczby miejsc akredytacyjnych, ale także z tego, że stomatologia dziecięca nie jest specjalnością, która przynosi duże profity. Dodatkowo jest bardzo trudna. Kolejnym problemem jest fakt, że Polacy w dalszym ciągu niechętnie chodzą do stomatologa, tym samym i dzieciom nie jest przekazywana świadomość konieczności częstych, regularnych wizyt profilaktycznych u dentysty.
Czy specjalizacja stomatologia dziecięca przeżywa podobne problemy zagranicą?
Różnie to bywa. Tradycja szeroko pojętej profilaktyki przeciwpróchnicowej w ciągu dwudziestu lat jest w Polsce realizowana w coraz szerszym zakresie, ale nie jest to tradycja pięćdziesięcioletnia. Poziom świadomości w społeczeństwie, zainteresowanie dbałością o zdrowie jamy ustnej, świadomość tego, że ładne i zdrowe zęby to nasza wizytówka, że to nasz ładny uśmiech, ale też nasze zdrowie miejscowe i ogólne wciąż rosną. O ile inne choroby, jakie występują, nie dotyczą wszystkich ludzi, o tyle na próchnicę choruje większość społeczeństw, większa część populacji. Jednak w naszym kraju w dalszym ciągu odnotowuje się bardzo wysokie wskaźniki występowania próchnicy u dzieci, młodzieży i dorosłych. Jest duży odsetek dorosłych, u których nieleczona próchnica prowadzi do znacznej utraty zębów, także we wczesnych okresach życia.
O zdrowiu niemowląt i małych dzieci dużo mówi się w kontekście wczesnej profilaktyki, już w życiu płodowym.
Profilaktyka przeciwpróchnicowa w życiu płodowym powinna dotyczyć przede wszystkim świadomości przyszłych matek, które muszą prawidłowo się odżywiać, dbać o siebie w czasie ciąży. Wtedy zęby u dziecka będą kształtować się dobrze. W końcu zęby mleczne i stałe powstają w czasie ciąży, mleczne zaczynają mineralizować się jeszcze w życiu płodowym, a stałe w ciągu kilku lat po urodzeniu. Jeśli matka dobrze się odżywia, dba o własne zdrowie ogólne, duża jest szansa, że zęby dziecka będą się kształtować prawidłowo. Drugim aspektem związanym z okresem ciąży jest dbałość matki o własne uzębienie, tak aby ciąża przebiegała prawidłowo, bezstresowo, bezboleśnie i żeby nie było konieczności przeprowadzania, zwłaszcza w pierwszym i ostatnim trymestrze, trudnych, skomplikowanych i stresogennych zabiegów, które mogą być trudne do bezpiecznego wykonania. Kolejnym aspektem jest fakt, że po urodzeniu dziecka, jeżeli jama ustna matki jest zdrowa, jeżeli jej zęby są wyleczone, wtedy wiemy, że liczebność bakterii próchnicotwórczych jest na niskim poziomie. Bakterie te zawsze są w jamie ustnej, ale przenoszone do jamy ustnej dziecka od najbliższych w zwiększonych liczebnościach, nawet kiedy jeszcze nie ma ono zębów, będą mogły stanowić zagrożenie już po ich wyrznięciu. W momencie wyrzynania się pierwszych zębów mlecznych u dziecka pojawiają się predyspozycje do zwiększonej kolonizacji bakteriami próchnicotwórczymi. Jeżeli matka i inni członkowie rodziny nie mają wyleczonych zębów, to wiemy, że wysoka jest u nich liczebność bakterii próchnicotwórczych, które przez bezpośredni kontakt, czyli całowanie dziecka, oblizywanie smoczków, łyżeczek, picie z tych samych kubeczków, powodują zainfekowanie jamy ustnej dziecka tymi bakteriami. Choroba próchnicowa jest chorobą infekcyjną. Bakterie przenoszone są drogą kontaktową. Widzimy więc, jak ważna jest dbałość o własną jamę ustną, dotyczy to zarówno kobiet w ciąży, jak i mam tuż po urodzeniu dziecka. Mając taką świadomość, albo wystrzegamy się bezpośrednich kontaktów, albo szybko staramy się uporządkować swoją jamę ustną, aby nie narażać dziecka na infekcję tymi bakteriami, które są jednym z elementów przyczyniających się do powstania choroby próchnicowej.
Nowy rok szkolny, ponad 4 mln dzieci i młodzieży rozpoczęło edukację. Czy stomatolog w każdej szkole to nasza przyszłość? Jak to wygląda w województwie łódzkim?
Jest to problem stricte polityczny i ekonomiczny. Oczywiście – bardzo źle się stało, że w miejscu przebywania dziecka przez połowę czy trzy czwarte dnia nie ma podstawowej opieki profilaktycznej. Nie chodzi o to, żeby dzieci były leczone w szkole, żeby miały wykonywane bardziej skomplikowane zabiegi, ale o to, żeby były tam przeprowadzane zabiegi profilaktyczne, zajęcia dydaktyczne, pogadanki uświadamiające, szczotkowania zębów i okresowe przeglądy stomatologiczne. Żeby co 3-4 miesiące realizowano okresowe kontrole. Jeśli dorosły może się zgłaszać do stomatologa raz w roku, to małe dziecko powinno odwiedzać dentystę co 3 miesiące, a starsze co pół roku. Wynika to z dynamiki procesu próchnicowego. Jeżeli ubytek już się pojawi, to szybkość rozwoju procesu próchnicowego w zębach mlecznych i świeżo wyrzniętych zębach stałych jest bardzo duża. Rodzic nie jest w stanie, mimo największej dbałości o dziecko, dojrzeć pierwszych symptomów próchnicy, stąd konieczność przeprowadzania częstych przeglądów stomatologicznych. We współczesnej stomatologii chodzi o to, żeby rozpoznawać najwcześniejsze stadia próchnicy, żeby zahamować ją na odpowiednim etapie, mało tego – odwrócić proces próchnicowy, a to może zrobić tylko doświadczony stomatolog. Jedynie najwcześniejsze etapy próchnicy są możliwe do bezwypełnieniowego wyleczenia. Jeżeli próchnica będzie sięgać głębszych warstw szkliwa i zębiny, to jedyną metodą jest opracowanie ubytku, usunięcie rozmiękczonych tkanek i założenie wypełnienia. Stomatolog w szkole miałby szansę wyselekcjonować grupy ryzyka próchnicy – dzieci, z którymi trzeba się częściej spotykać w celu kontrolowania uzębienia, częściej urządzać pogadanki, przeprowadzać zabiegi profilaktyczne i oczywiście częściej kierować na odpowiednie zabiegi profilaktyczno-lecznicze. Stomatolog w szkole mógłby także wychwytywać dzieci z wadami zgryzu.
Następnym problemem, który występuje u dzieci, są zaburzenia zgryzu. Te rozpoznawane we wcześniejszych stadiach będą leczone krócej, taniej – czasem wystarczą tylko ruchome aparaty ortodontyczne. W późniejszym etapie jest to już leczenie drogie, długotrwałe i nieprzynoszące takich efektów w krótkim czasie.
Kontrakty NFZ-etu dotyczące leczenia stomatologicznego dzieci nie są dobrze wycenione. Tak społeczeństwo, jak i decydenci za małą uwagę przywiązują do konieczności leczenia zębów mlecznych i odpowiedniej jego wyceny. Wydaje im się, że skoro zęby mleczne wypadną, to nie ma konieczności przykładania dużej wagi do ich leczenia. Wciąż pokutuje takie przeświadczenie. Ale jeżeli uświadomimy sobie, że pierwsze zęby mleczne wyrzynają się w szóstym miesiącu życia, a ostatnie zęby mleczne wypadają w jedenastym, dwunastym roku życia, to okaże się, że dziecko ma je około dziesięciu lat. Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie człowieka, który przez dziesięć lat nie leczy zębów albo zaczyna leczenie zębów mlecznych dopiero, gdy ma pięć lat? Po pięciu latach bólu, męki, trudności ze spaniem, jedzeniem, rodzic zabiera się za leczenie zębów dziecka. To są w dużej mierze takie same zęby jak zęby stałe, które funkcjonują w naszej jamie ustnej przez wiele lat. Zęby mleczne są gorzej zmineralizowane i trochę inaczej zbudowane, w związku z czym ryzyko rozwoju próchnicy jest większe niż w zębach stałych. Stąd u dzieci małych do leczenia zębów mlecznych, do częstych wizyt u stomatologa powinno się przykładać ogromne znaczenie. Dziecko starsze jest rozumniejsze, bardziej świadome, bardziej zainteresowane swoim wyglądem, częściej łączy przyczyny ze skutkiem, natomiast małe dziecko tego wszystkiego nie rozumie. W związku z tym główny ciężar odpowiedzialności za zdrowie jamy ustnej małego dziecka spoczywa na rodzicach, ale także na decydentach, którzy wyceniają te zabiegi stomatologiczne.
Jeżeli chodzi o uzębienie mleczne, pewne procedury nie są finansowane. Nie ma refundowanej przez NFZ procedury profilaktycznego lakierowania zębów mlecznych, pojawiła się jakiś czas temu taka procedura, ale tylko w określonych grupach wiekowych dzieci. Mając świadomość, że zęby mleczne są słabiej zmineralizowane, słabiej zbudowane, bardziej predysponowane do pojawienia się procesu próchnicowego, powinniśmy częściej kontrolować ich stan, częściej je lakierować, a dziecko powinno częściej przychodzić do dentysty i częściej je czyścić w domu. Zęby mleczne nie mają prawa się popsuć. Są też inne problemy, np. stomatolog dziecięcy nie może skierować dziecka na refundowane zdjęcie pantomograficzne. Wiek refundowanego lakowanie zębów „szóstych” powinien być wydłużony. Specjalnie powinny być wycenione procedury leczenia stomatologicznego dzieci niepełnosprawnych, nie tylko w znieczuleniu ogólnym.
Kolejnym aspektem jest to, że leczenie małych dzieci jest niezmiernie trudne. Rodzice zupełnie bez uzasadnienia przenoszą swoje obawy, swój strach, swoją niechęć do stomatologów na dziecko. Dziecko nie rozumie, ale ufa rodzicom. Nie jest powodem do dumy, kiedy rodzic mówi, że idzie do stomatologa wtedy, kiedy boli go ząb albo że u stomatologa ostatni raz był pięć lat temu. To raczej powód do wstydu. Ale dziecko odbiera to zupełnie inaczej i przychodzi do stomatologa ze strachem. Jeżeli rodzice widzą przyczynę strachu dziecka w stomatologu, to się mylą. Powodem obaw dziecka jest nieprzychodzenie do stomatologa wtedy, kiedy jama ustna jest zdrowa, żeby dziecko zapamiętało gabinet jako miejsce, które nie wiąże się z bólem, z dolegliwościami, lecz z zabawą z innymi dziećmi, z tym, że lekarz obejrzał buzię i nic się w rezultacie nie stało. Często nie jesteśmy też w stanie zaadaptować dziecka do leczenia stomatologicznego, bo przychodzi ono z uzębieniem tak zaniedbanym, że musimy ratować jego zdrowie i życie, musimy uciekać się do mnogich ekstrakcji od pierwszych wizyt, bez możliwości przygotowania dziecka do zabiegów. Za to odpowiedzialni są rodzice.
Jesteśmy fachowcami, osobami otwartymi, życzliwymi, umiejącymi leczyć dzieci, rozmawiać z nimi, ale nie jesteśmy w stanie przygotować dziecka do leczenia. Oczywiście, gdy przychodzi się do nas z dzieckiem przez dłuższy czas, to ono już nas zna, lubi i wtedy wiele zniesie. Zresztą kiedy przychodzi do stomatologa regularnie, nie musi też ono zbyt wiele znosić i szybciej się z nami zaprzyjaźnia.
Czyli jest to bardzo daleka przyszłość.
Tego nie wiem. Natomiast chcielibyśmy, by stomatolog pracował w każdej szkole. Zdrowe dziecko to zdrowe społeczeństwo. Profilaktyka sprowadzająca się do systematycznych przeglądów jamy ustnej, do regularnego szczotkowania, do stosowania past z fluorem, do selekcjonowania grup ryzyka będzie pozwalała utrzymać zdrowe uzębienie przez dłuższy czas i mniejszymi nakładami finansowymi zarówno indywidualnie, jak i dla całego społeczeństwa.
Profilaktyka powinna być priorytetem, a zarazem najskuteczniejszym działaniem.
Zdecydowanie tak. Szczotka i pasta to najtańsze produkty i urządzenia, dzięki którym możemy zapobiec próchnicy. Profilaktyka jest w tym przypadku wyjątkowo tania. Leczenie z kolei bywa droższe, społeczeństwo chce więc mniej łożyć na osoby, które o zęby nie dbają. W wielu krajach jest tak, że pacjent ma odpowiednie ulgi podatkowe czy ulgi w leczeniu wtedy, gdy przychodzi regularnie na wyznaczone wizyty kontrolne do lekarzy poszczególnych specjalności. Pacjenci zaczynają wiązać stan zdrowia swojej jamy ustnej nie tylko z wyglądem i z brakiem dolegliwości, ale także z finansami. Jeżeli pacjent ma pewność, że jeśli będzie przychodził co pół roku z dzieckiem starszym, a 3-4 miesiące z małym dzieckiem do stomatologa i jeżeli nie zaobserwuje się u niego nowych ubytków próchnicowych, to ten pacjent, jego rodzina, na dalsze wizyty będzie dostawał np. ulgi w leczeniu czy ulgi podatkowe. To musi być powiązane. Wtedy społeczeństwo bardziej się zmobilizuje. Jestem przerażona tym, że w Polsce organizowane są bardzo drogie akcje namawiające kobiety do zgłaszania się na np. badania cytologiczne czy na mammografię, a odpowiedź na nie jest minimalna. W większych miastach kobiety wykazują w miarę zauważalne zainteresowanie, ale w mniejszych miejscowościach i na wsiach prawie nikt się nie zgłasza. A przecież nie ma chyba nic bardziej przerażającego niż choroba nowotworowa. Wobec czego chyba takie akcje i działania profilaktyczne trzeba jednak powiązać z indywidualnymi finansami.
Jaką rolę w profilaktyce przeciwpróchnicowej powinien pełnić lekarz rodzinny?
Lekarz rodzinny ma ogromną rolę. Od pierwszych dni życia rodzice chodzą z dzieckiem do pediatry: na wizyty kontrolne dotyczące rozwoju ogólnego, na szczepienia. Lekarz ten powinien oglądać także jamę ustną. Studenci kierunku lekarskiego naszego uniwersytetu na IV lub na VI roku mają blok tematyczny dotyczący m.in. profilaktyki próchnicy i chorób przyzębia, po to, żeby właśnie lekarz pierwszego kontaktu, lekarz rodzinny, lekarz pediatra miał odpowiednią wiedzę i zaglądał także do jamy ustnej dziecka. Lekarz pierwszego kontaktu powinien poinformować rodziców, że kiedy u dziecka wyrzną się pierwsze zęby mleczne, należy w krótkim czasie zgłosić się do stomatologa. Powinien wskazywać na przykład, że kiedy zęby wyrznęły się przedwcześnie, są gorzej zbudowane, a tym samym jeszcze bardziej podatne na próchnicę. Natomiast jeżeli lekarz rodzinny zauważy, że zęby, nawet jeśli wyrznęły się o czasie, mają inną barwę niż prawidłowa na skutek np. chorób matki czy brania przez nią leków w czasie ciąży bądź chorób dziecka do momentu wyrznięcia się zębów czy w końcu próchnicy – wtedy powinien poinformować o konieczności szybkiego zgłoszenia się do dentysty. Niestety niewielu rodziców jest tego świadomych, rzadko przychodzą do dentysty z dzieckiem około pierwszego roku życia. Takie są światowe standardy. Około sześciu miesięcy po wyrznięciu pierwszych zębów mlecznych powinno się iść z dzieckiem do stomatologa dziecięcego. Mamy wówczas obowiązek poinstruować matkę, jak przeprowadzać zabiegi higieniczne w jamie ustnej dziecka, odnośnie do wybrania odpowiedniej pasty, szczotki, odżywiania, zaplanowania wizyty kontrolnej i procedur profilaktycznych.
To jednak nie są częste przypadki.
Rzadko się zdarza, że rodzic przychodzi z dzieckiem około półtorarocznym po radę, tak jak się zgłasza na regularne wizyty do innych lekarzy. Do stomatologa rodzice z dzieckiem przychodzą najczęściej, gdy ma ono 3-4 lata. Wtedy dziecko przeważnie jest obolałe, niewyspane, zestresowane, przestraszone, rodzic też jest przestraszony. Tylko że to on doprowadził do takiej sytuacji. Wtedy nie mamy wyboru. Wiele procedur, które zastosujemy, może być bolesne. Czteroletnie dziecko nie da sobie zrobić znieczulenia, a gdyby pozwoliło je zrobić, zabieg byłby o wiele mniej bolesny. Z małym dzieckiem trudniej się porozumieć, a i starszemu niełatwo wytłumaczyć, jakie korzyści wynikają ze znieczulenia. Jeżeli więc musimy dewitalizować ząb, zakładać preparat, który spowoduje, że jego dalsze leczenie będzie bezbolesne, to samo jego założenie czy opracowanie głębokiego ubytku bez znieczulenia będzie przykre. W rezultacie dziecko po pierwszej wizycie u stomatologa wychodzi przestraszone, zdezorientowane, zniechęcone. Często zgłaszają się do nas rodzice z dzieckiem 3-4-letnim, które z dwudziestu zębów połowę ma do usunięcia. Przy tak zaawansowanym zaniedbaniu nieraz musimy się uciekać do znieczulenia ogólnego, które jest obarczone możliwością wystąpienia pewnych powikłań. I nie mówię tu o dzieciach chorych, upośledzonych, bo to są zupełnie inne sytuacje. Żal jest mi dzieci ogólnie zdrowych, których jama ustna jest mocno zaniedbana, a które można by normalnie leczyć, ale w takiej sytuacji trzeba robić wszystko, żeby uchronić je nawet przed sepsą. Zębów zainfekowanych nie leczymy tak jak innych infekcji w organizmie, głównie antybiotykami. Wiadomo, że jeżeli infekcja z zębów przenosi się na kość, na tkanki otaczające, to leczenie antybiotykiem jest terapią wspomagającą obok właściwego leczenia zęba.
Jeśli chodzi o małe dzieci, statystyka jest przerażająca.
Rodzice argumentują sytuację tym, że dziecko nie pozwala sobie czyścić zębów. To bezsensowny argument. Z dzieckiem rocznym czy półtorarocznym nie można dyskutować, czy chce iść do lekarza, czy chce szczotkować zęby, czy chce jeść. Wszystko zależy od rodziców, od ich dbałości o jego zdrowie, od ich zaangażowania. To rodzic decyduje o tym – w imię zdrowia, prawidłowego rozwoju dziecka. Szczotkowanie zębów wśród wszystkich czynności, którym poddaje się dziecko, żeby było zdrowe, a które wydają się nieprzyjemne, jest najmniej traumatyczne, trwa tylko dwie minuty. A w związku z tym, że dziecko „nie pozwala” szczotkować swoich zębów, rodzic ustępuje. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której dziecko przez trzy lata nie ma mytych zębów. Je pięć, sześć razy na dobę, połyka inaczej niż dorosły, przytrzymuje pokarm w jamie ustnej, często w późniejszym wieku z przetrwałym typem połykania niemowlęcego. Sprzyja temu zwłaszcza przedłużone karmienie butelką. Jak w tej sytuacji ma nie powstać próchnica? Wystarczy przez miesiąc nie myć zębów, by się pojawiła. W rezultacie rodzic przychodzi do gabinetu z dzieckiem z zaawansowanym zaniedbaniem. Z dzieckiem zestresowanym, płaczącym. I mówi: „proszę leczyć moje dziecko”.
To postawa roszczeniowa. Usypianie dzieci do leczenia stomatologicznego jest sytuacją ekstremalną. W przypadku dziecka chorego, niepełnosprawnego jest to zasadne, chociaż też nie u wszystkich chorych czy niepełnosprawnych dzieci zachodzi konieczność znieczulania ogólnego. Grzechem jest jednak usypiać do leczenia zębów zdrowe dzieci. Problem rozwiązuje się wtedy na chwilę. Dziecka nic nie boli, nie pamięta ono tej sytuacji. Ale za miesiąc pojawią się kolejne ubytki próchnicowe.
Czy pomysł objęcia dzieci i młodzieży do osiemnastego roku życia obligatoryjnymi badaniami stomatologicznymi jest dobry?
Nie tylko dobry, ale konieczny. NFZ refunduje badanie stomatologiczne raz na rok i tylko 3 razy w roku badania kontrolne, które obejmują wszystkie wizyty kontrolne, porady czy jedynie wydanie skierowania. Szczególnie u dziecka po urazie zębów niezbędny limit wizyt kontrolnych powinien być zwiększony. Uważam, a pewnie większość stomatologów sądzi tak samo, że z małym dzieckiem do dentysty powinno się chodzić, oczywiście po wyleczeniu wszystkich zębów, raz na kwartał. Ze starszym dzieckiem, powiedzmy między 6. a 12.-15. rokiem życia, raz na pół roku. Powyżej piętnastego roku życia – nie rzadziej niż raz w roku. Te wizyty powinny być w całości refundowane. Jeżeli nie wyjdziemy naprzeciw rodzicom, sytuacja nie ulegnie zmianie. To musi być działanie wielokierunkowe. Tak jak mówiłam – wiązanie finansów pacjenta ze stanem jego jamy ustnej i częstością wizyt, ale także zachęcenie ich informacją, że będą one bezpłatne. W całej Polsce organizowanych jest mnóstwo akcji profilaktycznych. W wielu przedszkolach się to udaje. Ale oprócz dyrekcji przedszkola na udział dziecka w akcji musi się zgodzić każdy rodzic. Tymczasem połowa z nich nie wyraża zgody na badania profilaktyczne, na obejrzenie jamy ustnej i udzielenie informacji, jakie są obecnie potrzeby stomatologiczne. Prowadzimy badania także wśród starszej młodzieży. Według prawa, oprócz zgody rodzica, młodzież powyżej 16. roku życia musi sama wyrazić zgodę. Zarówno na przegląd jamy ustnej, jak i na leczenie. Wiele młodych nie zgadza się nawet na badania jamy ustnej, które służą tylko ocenie ich zdrowia i uświadomieniu im, jakie są indywidualne potrzeby leczenia.
Czy jest jakaś recepta na tę sytuację?
Po pierwsze mówić. Po drugie – związać wizyty profilaktyczne z profitami finansami. Oferowanie darmowych badań profilaktycznych jeszcze nie przynosi efektu. Konieczne jest, aby pacjent w pójściu na badanie oprócz korzyści zdrowotnych widział także korzyść finansową. Jeżeli pacjent przez rok będzie regularnie przychodził na wizyty kontrolne i nie będą pojawiać się nowe ubytki, a w domu będzie regularnie szczotkował zęby i dostosowywał się do zaleceń lekarza, to jego rodzina otrzyma, nazwijmy to, bony zdrowotne, np. na dodatkowe wizyty u specjalistów, albo ulgi lecznicze. Według mnie bardzo ważne jest wiązanie ze sobą w obrębie rodziny właściwych zachowań i wzajemne pozytywne oddziaływanie prozdrowotne. Rodzice zaczną wtedy bardziej dbać o dzieci, o siebie, a dzieci będą przypominać rodzicom o wizycie u dentysty. Może tą drogą wykształcimy bardziej świadome społeczeństwo. Z ekonomicznego punktu widzenia będzie to także korzystniejsze dla państwa.
Stomatologia dziecięca powinna być zatem najważniejszą specjalizacją.
Jak najbardziej. Rodzice, przychodząc do nas z dzieckiem, którego jama ustna jest w bardzo złym stanie, często pytają sfrustrowani: czy takie same będą zęby stałe? Odpowiadamy im, że tak. Takie same będą zęby stałe, jeżeli nie będziemy dbać o zęby mleczne. Zęby mleczne pozostają w jamie ustnej z zębami stałymi przez około 6 lat. Pierwsze zęby stałe wyrzynają się około szóstego roku życia, ostatnie zęby mleczne wypadają w dwunastym roku życia. Tak więc okres mieszanego uzębienia trwa około pięciu, sześciu lat. Jeżeli bakterie próchnicotwórcze potrafią przenosić się z jednej jamy ustnej do drugiej, to tym bardziej będą przenosić się z jednego zęba na drugi. Im wcześniej zadba się i będzie leczyć zęby mleczne, tym zdrowsze będą zęby stałe. A jeśli zadbane będą zęby mleczne i stałe u dziecka czy młodego człowieka, to mamy większą gwarancję, że zęby stałe pozostaną zdrowe do okresu późnej dorosłości.
Pani profesor uważa więc, że powinno być więcej miejsc umożliwiających zdobycie specjalizacji ze stomatologii dziecięcej?
Tak. W ostatnich dwóch latach obserwuję większe zainteresowanie stomatologią dziecięcą, po części dlatego, że lekarz nie dostał się na inną specjalizację stomatologiczną. Jednak wiąże się to z placówkami, w których będzie możliwość kształcenia specjalistów. Muszą one spełniać odpowiednie kryteria, aby mogły otrzymać akredytację oraz żeby miały możliwość zawierania kontraktów z NFZ-etem. Rodzice z dzieckiem bardzo rzadko zaglądają do gabinetów prywatnych. Nie chodzi zresztą o to, żeby wszystkie dzieci leczyć w gabinetach prywatnych odpłatnie, ale aby zwiększyć dostępność do bezpłatnego leczenia w ramach korzystnych kontraktów dla lekarzy, zawieranych również w prywatnych gabinetach. Mam na myśli także to, aby wachlarz darmowych procedur stomatologicznych, jeśli chodzi o dzieci, był większy, a dla lekarza – gratyfikowany odpowiednią punktacją. Wtedy lekarze i gabinety prywatne wykażą większe zainteresowanie zawieraniem kontraktów z NFZ-etem, a tym samym przyjmowaniem dzieci. Praca z dziećmi wymaga wiele cierpliwości, ale przynosi dużą satysfakcję. Zabiegi lecznicze, ale i czas adaptacji dziecka do leczenia muszą być odpowiednio, podwójnie, wyceniane w porównaniu do leczenia dorosłych. Stomatologa należy zainteresować pracą z dziećmi i poświęceniem nieraz sporej części czasu na przygotowanie małego pacjenta do zabiegu, który nie zawsze udaje się przeprowadzić efektywnie. Ten czas jest pozornie stracony, bo nierefundowany, ale kluczowy dla przysposobienia dziecka na przyszłość do koniecznego leczenia. Ostatnio dowiedziałam się, że są kontrakty wiązane, łączące stomatologię dziecięcą ze stomatologią ogólną, gdzie istnieje możliwość przenoszenia procedur. I okazuje się, że taki kontrakt łatwiej dostać, jest on duży, tylko że potem dzieci nie leczy się.
Jest to pewna luka w prawie.
Ja to w pewnym sensie rozumiem. Placówkom łatwiej przyjąć dorosłego, wizyta przebiega szybciej, sprawniej, jest z tego większa korzyść. Rozwiązaniem jest zastosowanie zupełnie innej wyceny procedur leczenia stomatologicznego dzieci.
Czy istnieje szansa na zmianę wyceny procedur stomatologii dziecięcej?
Dziecku trzeba poświęcić więcej czasu niż dorosłemu, z tego względu procedury powinny być podwójnie wycenione. Dorosły, który przychodzi do gabinetu, tym samym wyraża chęć leczenia. Dziecko, które jest przyprowadzane przez rodzica, wcale nie musi chcieć mieć leczonych zębów, wręcz przeciwnie. Płacze, boi się i często ucieka. Z dzieckiem trzeba rozmawiać, rozmawiamy z nim dziesięć, piętnaście minut i widzimy, że nic z tego nie wynika. Prosimy rodziców o wyjście do poczekalni, uspokojenie dziecka, przekonanie go. Za piętnaście minut dziecko wchodzi do gabinetu i znów jest ta sama sytuacja. Rozmawiamy z nim godzinę, półtorej i dopiero wtedy udaje się coś zrobić. Musimy poświęcić wiele czasu i cierpliwości, żeby przygotować dziecko nieraz do prostego i niebolesnego zabiegu
My, stomatolodzy dziecięcy, oraz wszyscy, którzy leczymy dzieci, razem z konsultantami wojewódzkimi i konsultantem krajowym powinniśmy wywierać presję, argumentować konieczność zwiększenia wyceny procedur stomatologicznych dla dzieci i wprowadzenia szerszego zakresu darmowych działań profilaktycznych.
Państwa placówka prowadzi działalność diagnostyczno-leczniczą, rocznie przyjmują państwo 45 tys. pacjentów. Jeśli wziąć pod uwagę tę statystykę, jakie przypadki w niej przeważają?
Jesteśmy placówką priorytetową w naszym województwie, więc kumulujemy wszystkie możliwe przypadki.
W 2012 roku w naszym Zakładzie i Poradni Stomatologii Wieku Rozwojowego zostało przyjętych 14 622 pacjentów, w 2013 roku – 13 229, czyli dziennie leczymy prawie 60 dzieci. Najwięcej jest oczywiście przypadków próchnicy, ubytków próchnicowych w zębach mlecznych. Ponieważ w Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że zęby mleczne wypadną, więc nie trzeba ich leczyć, mało kto chce się zajmować małymi dziećmi. Dużą część stanowią dzieci najmłodsze, trudniejsze, z zaawansowaną próchnicą. Próchnicy w zębach stałych jest na szczęście coraz mniej w porównaniu z okresami sprzed kilku-kilkunastu lat. Te pozytywne statystyki dotyczą nie tylko całego kraju, ale także województwa łódzkiego, choć poziom występowania próchnicy odbiega jeszcze od standardów krajów wysokorozwiniętych. Mimo że w ostatnich latach intensywność próchnicy w zębach stałych zmniejsza się, to w zębach mlecznych wzrasta.
Kolejną grupą zabiegów stomatologicznych, którymi się zajmujemy, są powikłania próchnicy – stany zapalne miazgi. Następna grupa to urazy. Większość trudnych przypadków z województwa stanowią właśnie one. Pacjenci zjawiają się u nas także z zaburzeniami rozwojowymi: zmniejszoną lub zwiększoną liczbą zębów, z zębami o nieprawidłowej budowie korony czy korzenia, z opóźnionym lub przedwczesnym wyrzynaniem, z zębami niemowlęcymi i noworodkowymi. Generalnie zajmujemy się szeroką gamą różnych przypadków klinicznych, które występują u dzieci i młodzieży od 1. do 18. roku życia.
Jakie badania prowadzone są obecnie w Zakładzie Stomatologii Wieku Rozwojowego?
Zakład zajmuje się problematyką stomatologii dziecięcej, czyli leczeniem próchnicy i jej powikłań, leczeniem urazów i komplikacji z nimi związanych, zaburzeniami rozwojowymi uzębienia – skomplikowanymi przypadkami chorób ogólnoustrojowych, które manifestują się również zmianami patologicznymi w obrębie jamy ustnej. Obecnie mam sześciu doktorantów, dwóch stacjonarnych i czterech niestacjonarnych. Jakimi zagadnieniami się zajmują? Jedna z doktorantek zajmuje się badaniami porównawczymi w zakresie profilaktyki próchnicy zębów „szóstych” z wykorzystaniem lakieru fluorkowego, laków szczelinowych i ozonu. Drugi doktorant bada skład śliny, m.in. pod kątem zawartości immunoglobulin i ich ewentualnego wpływu na przebieg procesu próchnicowego u dzieci 4-6-letnich. Kolejna doktorantka pracuje nad leczeniem trudnych przypadków zębów po urazach, które znajdują się w różnych okresie rozwoju korzenia, i ich nowoczesnym leczeniem endodontycznym. W zakładzie prowadzimy także badania nad oceną stanu zdrowia jamy ustnej sportowców różnych dyscyplin. Jest to młodzież 16-18-letnia z renomowanej szkoły sportowej w Łodzi. Zajmujemy się badaniami genetycznymi, immunologicznymi, bakteriologicznymi, z wykorzystaniem technik molekularnych w aspekcie stanu zdrowia jamy ustnej. Ściśle współpracujemy z wieloma zakładami ogólnomedycznymi Uniwersytetu Medycznego, z Uniwersytetem Łódzkim i Politechniką Łódzką.
Prowadzenie kliniki, piastowanie stanowiska konsultanta wojewódzkiego, wykłady, udziela się pani w towarzystwach, w kraju i zagranicą. Czy to przekłada się na codzienne działania pani profesor? Z pewnością stanowi to dla pani profesor duże wyzwanie.
Stanowisko konsultanta wojewódzkiego jest stanowiskiem administracyjnym, które pozwala ocenić stan zdrowia jamy ustnej dzieci i młodzieży w województwie i jego potrzeby. Wiele tych potrzeb widzę na co dzień w klinice. To bezpośrednie powiązanie potrzeb zdrowotnych z finansowaniem przez NFZ jest widoczne najbardziej właśnie w tym miejscu, ponieważ leczymy wszystkie możliwe przypadki, z którymi zgłaszają się do nas pacjenci z naszego województwa, ale także spoza niego. Jak widać ze statystyk, przyjmujemy bardzo wiele dzieci. Leczymy ok. 14 tys. dzieci rocznie, dzieci trudnych i bardzo trudnych – to najlepszy obraz sytuacji. Jako konsultant wojewódzki, oprócz okresowych kontroli innych placówek co do jakości udzielanych świadczeń stomatologicznych, mam też okazję przekazać innym własne doświadczenia i propozycje ewentualnych zmian.
Mam istotnie wiele obowiązków. Jestem kierownikiem Katedry i Zakładu Stomatologii Wieku Rozwojowego UM, w poprzedniej kadencji byłam prodziekanem ds. studentów, a obecnie w randze prodziekana pełnię funkcję pełnomocnika dziekana Wydziału Lekarskiego ds. rozwoju programu na kierunku lekarsko-dentystycznym oraz wiele, wiele innych funkcji w obrębie uczelni i poza nią.
Czy stomatologia dziecięca od początku była tym, czym chciała się pani zajmować?
Ta chęć pojawiła się po skończeniu studiów. Mało jest osób, które od początku wiedzą, że chcą leczyć dzieci. Student IV roku boi się dziecka. Student V roku już się go nie boi, ale widzi, że to bardzo trudna i odpowiedzialna praca. Zaraz po studiach bardzo szybko chce się mieć efekt, wyleczyć pacjenta. W stomatologii dziecięcej satysfakcja przychodzi po dłuższym czasie. Im więcej się pracuje, tym więcej ma się cierpliwości. Na satysfakcję trzeba czekać dłużej. Nie oczekujemy wdzięczności rodziców, choć oczywiście jest nam przyjemnie, gdy dziecko wspomina nas dobrze w domu, chętnie do nas wraca, a rodzic twierdzi, że już do kogoś innego z dzieckiem nie pójdzie. Dziecko bardzo się przywiązuje nie tyle do gabinetu, placówki, co do konkretnego lekarza. Prawdziwą satysfakcją jest dla nas fakt, że dziecko chętnie do nas przychodzi.
Stomatolog dziecięcy musi ponadto mieć wiedzę z zakresu rozwoju zgryzu, umieć rozpoznawać jego wady i wprowadzać odpowiednie działania profilaktyczne. Jesteśmy specjalnością bardzo powiązaną z ortodoncją. Musimy się jej też ciągle uczyć, a ortodonci naszej. Z wielką satysfakcją uruchomiliśmy w tym roku, po kilku latach przerwy, ćwiczenia zintegrowane stomatologii dziecięcej z ortodoncją. Ustawa z 2011 i 2012 roku i zawarte w niej standardy kształcenia na kierunku lekarsko-dentystycznym zobowiązały uczelnie do wprowadzenia bądź kontynuowania zajęć zintegrowanych. Na poziomie stomatologii dziecięcej jest to integracja z ortodoncją. To bardzo duży blok nowoczesnych zajęć realizowany na V roku studiów. Żaden stomatolog dziecięcy nie może przeoczyć zaburzenia zgryzowego, które na danym etapie wymaga takiego, a nie innego leczenia, konsultacji, ćwiczeń, a żaden ortodonta nie może przeoczyć konieczności odpowiedniego leczenia uzębienia, które będzie warunkowało prawidłowy rozwój zgryzu i możliwości właściwego dla wieku leczenia ortodontycznego.
Oczywiście leczę prywatnie także dorosłych. Nie można zasklepić się w danej specjalności. Wygodniej leczyć dorosłych, ale z przyjemnością, z różnych powodów, wracam do dzieci. Wszyscy moi koledzy pracują w innych gabinetach po to, by nie odejść od szerszego spojrzenia na pacjentów, by mieć szeroką gamę umiejętności i wiedzę, bo to zawsze pomaga, służy podczas kolejnych wyzwań.
Zatem może pani profesor powiedzieć, że stomatologia dziecięca to pani pasja.
Tak, nie wyobrażam sobie pracy gdzie indziej. Jest to dla mnie duża przyjemność, duża satysfakcja, aczkolwiek jest to zawód bardzo trudny, efekt leczenia nie zawsze osiąga się natychmiast. Ale nic nas tak nie deprymuje, jak brak porozumienia z rodzicem. To, że nieraz rodzic nas nie rozumie, że nie chce nam pomóc, że od nas egzekwuje tylko wyleczenie uzębienia jego dziecka – to są momenty w naszej pracy najtrudniejsze. Jesteśmy dobrymi fachowcami. Jesteśmy cierpliwi. Ale rodzic jest nam potrzebny do pomocy i przekonania dziecka. Jeżeli więc opiekun wykazuje zainteresowanie, zrozumienie, chęć pomocy swojemu dziecku, to wtedy – prędzej czy później – osiągniemy sukces w leczeniu stomatologicznym dziecka – z korzyścią dla niego, ulgą dla rodziców i satysfakcją dla nas. Natomiast jeśli oczekuje się od nas, że to my musimy poradzić sobie z dzieckiem, wyleczyć bezboleśnie zaniedbane zęby i nie stresując dziecka, wykonać skomplikowany zabieg, bez wsparcia psychologicznego rodziców – okazuje się, że leczenie jest dłuższe, gorzej rokujące i w rezultacie trudne dla dziecka, rodzica i lekarza.
To dla pani najprzyjemniejsza specjalizacja, ale też najtrudniejsza.
Bardzo trudna, ale bardzo satysfakcjonująca. Mamy bardzo duży zakres możliwości stomatologicznych. Staramy się nie zamykać. Zajmujemy się prawie wszystkimi problemami stomatologicznymi, jakie występują u dzieci, podobnie jak lekarz rodzinny. Mamy bardzo szerokie wykształcenie, leczymy dzieci od wieku niemowlęcego po nastoletni. Leczymy zęby mleczne i stałe, grupy zębów na różnych etapach rozwoju, a na każdym z tych etapów są zupełnie inne problemy. W związku z tym nie nudzimy się, a nasza praca nie jest jednostajna i monotonna. Dodatkowo cały czas musimy się uczyć, cały czas powinniśmy czytać o światowych nowościach, przygotowywać wykłady i seminaria po polsku i po angielsku. Powinniśmy, a co ważniejsze chcemy uczestniczyć we wszystkich konferencjach międzynarodowych i krajowych, choćby z naszej dziedziny. Taka różnorodność działań powoduje, że ten zawód i praca w tym miejscu jest przyjemna, ciekawa i przynosi dużo zadowolenia.